Na początku października byliśmy na wycieczce w Libanie, kraju, o którym mieliśmy jakieś mgliste pojęcie, wiedzieliśmy, że czasy swojej świetności ma już za sobą, że jest jest tyglem wielu kultur i religii, że znajdują się w nim pozostałości najznamienitszych obiektów i budowli świadczących o ludzkiej cywilizacji, że ma wspaniałą kuchnię… Rzeczywistość jednak przyćmiła nasze wyobrażenia. Ogromna w tym zasługa naszej przewodniczki, pani Doroty. Dzięki jej ogromnemu zaangażowaniu, wiedzy i wrażliwości Liban stał się dla nas nieporównywalnie bliższym krajem, do którego jeszcze chcielibyśmy wrócić, by poznać go na nowo. Liban jest piękny, ma wszelkie warunki, by być zakątkiem – rajem na ziemi. Przepiękne góry i morze na wyciągnięcie ręki, przyjaźni ludzie – tylko takich napotkaliśmy, zapierające dech pozostałości dawnych kultur, Dolina Święta z żywym dziedzictwem chrześcijańskich eremitów, żywe, ruchliwe miasta z niepowtarzalną atmosferą Orientu, majestatyczne cedry libańskie i wspaniała kuchnia – taki Liban zapamiętam. Wycieczka była perfekcyjnie zorganizowana, mieliśmy najlepszych przewodników na świecie – Dorota i Pierre – jeszcze raz wielkie dzięki! To był naprawdę fajny tydzień. Z całego serca polecam Liban z biurem Krzysztof Matys Travel.
Jeśli coś w sposób szczególny charakteryzowało te dynastię, to skłonność do przesady. We wszystkim. W miłości i okrucieństwie; w umiłowaniu sztuki, filozofii, mistycyzmu i w orgiastycznym rozpasaniu. Byli doskonałymi wodzami, strategami i politykami, ale też pijakami i narkomanami. Były wśród nich umysły wielkie, otwarte, rewolucjonizujące kulturę i religię, ale też twardzi, zamknięci w ciasnych ramach, doktrynerzy.
Dżahangir (Dzierżyciel Świata) w umiłowaniu okrucieństwa nie ustępował największym azjatyckim despotom. Gustował w widowiskach, w czasie których lwy rozszarpywały ludzi. Uwielbiał patrzeć na nieszczęśników obdzieranych żywcem ze skóry. Z drugiej strony, zdolny był do wzruszeń i daleko idącej empatii. Kazał, na przykład, zainstalować w stajniach prysznice z ciepłą wodą, aby cesarskie słonie nie marzły w czasie zimowych, chłodniejszych dni.
Legendarne bogactwo
Kronikarze podają, iż pewnego razu, jeden z mogolskich władców w postanowił zinwentaryzować swój skarbiec. Na 400 wagach, pracujących dzień i noc, liczono cesarskie dobra. Po 5 miesiącach zaniechano wysiłków zdając sobie sprawę, że końca nie widać. Klejnoty jakie cesarz Szahdżahan wkładał do swego codziennego stroju miały wartość wielu milionów rupii
Najcenniejszą rzeczą w całym kraju był słynny Pawi Tron. Ze szczerego złota, wysadzany najprzedniejszymi kamieniami. Zasiadali na nim cesarze, najpierw w Agrze, później w Delhi. Zwiedzając Czerwony Fort w dzisiejszej stolicy Indii, dochodzimy do sali, w której cesarz udzielał audiencji wsparty autorytetem najcenniejszej rzeczy ówczesnego świata. W 1739 roku Pawi Tron został zrabowany przez wojska perskie. Gdzieś w międzyczasie, ogołocony z najważniejszych skarbów, służył szachom perskim aż do XX wieku. Ostatni zasiadał na nim szach Reza Pahlawi. Po rewolucji irańskiej znalazł się w muzeum w Teheranie. Gdybyśmy mieli mierzyć miarą bogactwa, to władcy Indii, z całą pewnością, dorównywali najpotężniejszym faraonom, królom i cesarzom.
Myślę o wyprawie do Indii