Dziękuję Państwu za profesjonalne zorganizowanie wycieczki do Japonii. Wyprawa ta była spełnieniem mojego marzenia sprzed ok. 30 lat. Pan Piotr Karpiński, z którym spotkałam się pierwszy raz w poprzednim roku w czasie zwiedzania Macedonii, rewelacyjny pilot (pierwszy raz spotkałam się z tak pozytywnym podejściem do turystów), bardzo skutecznie zachęcił mnie do odbycia podróży marzeń, ponownie z państwa biurem. Pan Piotr to osoba niezwykle przyjazna, inteligentna, z poczuciem humoru, , kompetentna, z szeroką wiedzą o regionie, który zwiedzamy. Pokazał Japonię w wielu aspektach, bardzo ciekawy program wyprawy. Ta podróż dała możliwość posmakowania Japonii wszystkim zmysłami. Dzięki Panu Piotrowi, wszyscy uczestnicy, niezależnie od pojawiających się różnych trudnych sytuacji, mogli się czuć w pełni zaopiekowani i bezpieczni, zwiedzanie przebiegało w bardzo przyjaznej, swobodnej atmosferze, pełnej humoru. Bardzo chętnie wybiorę się z Państwa biurem i Panem Piotrem w kolejną podróż. Szczerze polecam znajomym Waszą ofertę. Pozdrawiam bardzo serdecznie
Południowa Etiopia to jeden z najbardziej odizolowanych terenów w Afryce. Od reszty świata odgrodzona jest wysokimi, sięgającymi czterech tysięcy metrów pasmami gór i trudnymi do przebycia pustyniami. Malaryczny klimat, położenie z dala od centrów cywilizacyjnych i specyficzne ukształtowanie terenu sprawiały, że obszar ten zawsze był wyjątkowo niedostępny.
Spotkanie z ostatnimi naturalnie żyjącymi mieszkańcami Afryki. Reportaż z wyprawy do Etiopii. Autor: Krzysztof Matys.
Południowa Etiopia to jeden z najbardziej odizolowanych terenów w Afryce. Od reszty świata odgrodzona jest wysokimi, sięgającymi czterech tysięcy metrów pasmami gór i trudnymi do przebycia pustyniami. Malaryczny klimat, położenie z dala od centrów cywilizacyjnych i specyficzne ukształtowanie terenu sprawiały, że obszar ten zawsze był wyjątkowo niedostępny. Nawet dziś, podróżuje się tu z dużym trudem.Samochód terenowy porusza się z prędkością 20 – 30 km na godzinę. Nie ma dobrych dróg, prawie zupełnie brak mostów. Liczne tu rzeki i górskie strumienie przekraczać można tylko w porze suchej. Kiedy pada deszcz stanowią zaporę nie do przebycia. Na samym południu nie ma też większych miast, elektryczności i hoteli. Nocujemy zatem w namiotach, idziemy spać gdy robi się ciemno, a budzimy się regularnie, zawsze na godzinę przed wschodem słońca, na odgłos małp prawie zaglądających nam do namiotów.
Dzięki tej izolacji, miejscowa ludność do dziś zachowała swą pierwotną kulturę. Tutejsze plemiona są jednym z najciekawszych cywilizacyjnych fenomenów Afryki. Najmniejsze liczą kilkuset mieszkańców, największe kilkadziesiąt tysięcy. Granice kulturowe i językowe między nimi ciągle są bardzo wyraźne. Mimo tego, że często ich wsie leżą tuż obok siebie nie widać między nimi większych wzajemnych wpływów. Bywa, że przejeżdżając kilkanaście kilometrów znajdujemy inaczej zbudowane domy, inne uprawy, odmienne stroje i, co najciekawsze, inny język. To istna mozaika kultur.
Mursi
Już w pewnej odległości od osady spotykamy pierwszych mieszkańców. Ich surowe, nieprzyjazne twarze trzymają nas na dystans. Mężczyźni są uzbrojeni. W Etiopii istnieje zakaz posiadania broni palnej. Ale tu na południu nikt sobie z tego nic nie robi. Wśród wielu plemion chłopak stający się mężczyzną otrzymuje od ojca broń. Jest jej tu cały przekrój, najpopularniejsze są Kałasznikowy, ale często zdarzają się też pamiętające czasy włoskiej agresji Mausery lub radzieckie Mosiny. W 1991 r., kiedy upadł komunistyczny reżim Mengistu, żołnierze największej w Afryce, czterystutysięcznej armii, po prostu rozeszli się do domów. W ten sposób ogromne ilości broni „rozpłynęły się” po kraju. W jednej z osad, tuż przy kenijskiej granicy pytałem o cenę. Kałasznikowa można kupić bez żadnego problemu za 250 etiopskich birów, czyli za około 80 zł ! No, ale złotówki tu nic nie znaczą. Powiedzmy, że jest to równowartość dwóch małych kóz.
Aby wjechać do wsi Mursi trzeba wnieść opłatę na rzecz ich społeczności. Zaskoczeni byliśmy, że stawka wzrosła dwukrotnie. – Skąd ta zmiana? – pytamy. – Było przecież taniej. – Jak to skąd! – Odpowiadają miejscowi. – Jest przecież rok milenijny! Wyjątkowa okazja, więc i oni chcą z tego skorzystać. Śmiejemy się, mocno tym zdziwieni. Mursi będący wizytówką naturalnych plemion Afryki, żyjący wydawałoby się bez kontaktu z cywilizacją, wiedzą, że w Etiopii właśnie teraz, siedem lat później niż w pozostałej części świata, rozpoczął się rok 2000! Skąd wiedzą? Z radia. Nie ma tu jeszcze prądu, telewizji, dróg i gazet, ale gdzie niegdzie mają radio na baterie.
Szybko przekonujemy się, że to nie jedyny przejaw ucywilizowania Mursi. Bardzo polubili pieniądze. A jeszcze do niedawna podstawowa walutą w tej części świata były bryłki soli. Dojeżdżamy do wsi i wysiadamy z samochodów. Jeszcze nie zamknąłem za sobą drzwi, gdy już otoczył mnie cały rój wymalowanych i przedziwnie ozdobionych półnagich ludzi. Największe wrażenie robią kobiety z glinianymi krążkami rozciągającymi dolną wargę.
Każdy chce by go fotografować. Odpłatnie oczywiście, 2 biry za zdjęcie. Każdej osobie. Jeśli więc przypadkowo w kadr wejdzie pięć osób, płacisz 10 birów. Zapłaty nie da się uniknąć. Mursi w toku walki z turystami o pieniądze nauczyli się sprawdzać na monitorach aparatów cyfrowych jakie zdjęcie zostało zrobione! Dodatkowo nad porządkiem w rachunkach czuwa staruszka siedząca na dachu jednej z chatek. Z góry wszystko widzi. Nie okradniesz Mursi! Trzeba płacić. W tych okolicznościach zrobienie naturalnego, nie pozowanego ujęcia jest niemal niemożliwe. Trzeba pobyć tu nieco dłużej, przetrzymać pierwszy atak, wydać parę birów, a potem porozmawiać, spróbować przyzwyczaić ich do siebie, i do aparatu.
Co zrobią z tak łatwo zebranymi pieniędzmi? Rozglądam się dookoła. Nie ma gdzie ich wydać. Żadnych sklepów. Nikt tu nie ma samochodów, nie ma domów w naszym znaczeniu, nie ma mebli, sprzętu AGD. Co zrobić z pieniędzmi? W tej części świata pozycję rodziny wyznacza ilość posiadanego bydła. Za 40 krów można kupić żonę. Wielożeństwo jest dopuszczone. Jeśli cię stać możesz mieć żon ile tylko chcesz. W pewnej wsi sąsiedniego plemienia słyszałem o rekordziście, mającym dwadzieścia pięć żon. Co jeszcze można zrobić z pieniędzmi? Gdy odjeżdżaliśmy jeden z mężczyzn spytał nas czy nie zabralibyśmy go do najbliższego miasteczka. Chciał pojechać na piwo.
Polecamy też: Gruzja ze Swanetią. Wycieczki dla wymagających. Grupy: 12-16 osób.
Dodaj komentarz