Andaluzja - dotychczas kojarząca się przeciętnemu zjadaczowi chleba, jak piszący te słowa - głównie z tabelą Primera Division i sukcesami zespołu z Sevilli okazała się po listopadowej wyprawie zagłębiem szczęść wszelakich. Ponieważ... Krajobraz - bezkresne morze i majestat gór. Historia - trwałe ślady po Wielkich Odkrywcach. Architektura - piękna, historyczna zabudowa miast, wspaniałe obiekty sakralne dwóch wielkich religii, no i niezapomniany Plac Hiszpański w Sevilli. Sztuka - Picasso i Ci "którzy z niego"; Flemenco w wersji live... Kuchnia - a w niej wszystko co najlepsze w obszarze śródziemnomorskim... Po miesiącu jaki upłynął od powrotu nie wiem za czym tęsknię bardziej - czy za słońcem (ten listopadowy haust znacznie poprawił nastrój), czy za wspaniałym krajobrazem, czy wreszcie za smakiem konfitur ze wszechobecnej gorzkiej pomarańczy albo ostryg z cytryną zajadanych na targowisku w Kadyksie. Wszystkim rozważającym ten kierunek wyprawy z Matys Travel - gorąco polecam! Organizacja, pilot i miejscowi przewodnicy, współtowarzysze wyprawy - jak zawsze Ekstraklasa, a nawet Primera Division!
Najlepszą okazję do spotkania z plemionami daje odbywający się raz w tygodniu targ. W dniu targowym miasteczko ożywa. W jego centrum jest duży plac ubitej ziemi. Na ten plac ściągają ludzie z całej okolicy. Idą pieszo nawet 50 km. Niosą co się da, worek zboża na głowie, kiść bananów lub koguta pod pachą. Aż 90% gospodarki Etiopii to rolnictwo, głównie w małych gospodarstwach. Uprawia się na własne potrzeby. Sprzedaje się niewiele. Zresztą, odnosimy wrażenie, że to nie handel jest tu najważniejszy. Nie widać zachwalania towaru, reklam, targowania. Żadnej pasji kupieckiej. Więcej jest za to wesołych rozmów. Targ jest wydarzeniem towarzyskim. Ludzie idą taki kawał drogi po to by się spotkać, po to by usłyszeć coś spoza własnej wsi.
Towar rozkładany jest wprost na ziemi lub na rozesłanych matach. Sprzedający siedzą w kucki lub na niewielkich, wyrzeźbionych z jednego kawałka drewna stołeczkach. Stołek taki, (po etiopsku „borkota”) jest nieodłącznym towarzyszem podróży każdego mężczyzny. Widzimy dziesiątki mężczyzn idących na targ. Nie niosą towaru na sprzedaż bo to raczej domena kobiet. Jedyne co dzierżą w ręku, to właśnie borkota. Niektórzy mają jeszcze nóż przy pasku i karabin na plecach. Ale z Kałasznikowem na targ nie wejdą, jest przecież zakaz posiadania broni palnej. Widziałem piękną historię. Przy wejściu na plac targowy jest budka, przy niej rządowi policjanci. Chcesz przejść dalej, musisz zostawić broń w przechowalni. Dostaniesz numerek jak w szatni. Wychodząc odbierzesz swój karabin. Obserwowałem, to działa. Zostawiają, odbierają. Nie tylko broń palną, ale też noże. Na targu panuje zaprowadzony przez rząd porządek.
Rząd jest tu nośnikiem cywilizacji. Nowoczesność zdobywa te tereny z jego nakazu. Dokłada się starań by tutejsi mieszkańcy włożyli ubrania, a nie chodzili niemal nago. Przy pomocy chińskich przedsiębiorstw, trwa wielka budowa dróg. Wszyscy mówią, że to ostatnia szansa by zobaczyć naturalnie żyjące plemiona Etiopii.
Zobacz więcej:
“Etiopia. Śladami Arki Przymierza”
© Krzysztof Matys
Artykuł w nieco zmienionej formie ukazał się w “Kurierze Porannym” (22 lutego 2008) pod tytułem: “Żona za 40 krów”.
Krzysztof Matys Travel
tel. 85 742 90 15, 85 742 90 16
[email protected]
Nasze biuro specjalizuje się w organizowaniu wycieczek egzotycznych. Do Państwa dyspozycji jest nasza wiedza i doświadczenie. Otrzymacie fachowe, profesjonalne doradztwo. Na wszystkie pytania odpowie Krzysztof Matys, pilot i przewodnik, znawca i miłośnik Etiopii.
Dodaj komentarz