Wyprawą do Japonii z Biurem Matys Travel pod opieką Pana Piotra Karpińskiego jesteśmy zachwyceni. Jeśli chodzi o organizację, była doskonała. Wszystkie sprawy związane z logistyką takie zakwaterowanie, transport, wyżywienie były na doskonałym poziomie. Hotele były bardzo dobre, transport autokarem z zachwycająco sprawnym a przy tym bardzo uprzejmym, miłym, przyjaznym kierowcą pozwalał odpocząć pomiędzy poszczególnymi miejscami zwiedzania a także zintegrować się z innymi uczestnikami. Doświadczyliśmy także podróży japońskimi środkami komunikacji zbiorowej czyli autobusem miejskim, rożnego rodzaju kolejkami miejskimi, metrem a także szybką koleją Shinkansenem. Doświadczenie to, pod czujnym okiem naszego Przewodnika pozwoliło na skosztowanie kolejnych egzotycznych smaków Japonii. Nie mogę też nie wspomnieć o konkretnie rozumianych doświadczeniach smakowych, bo te były cudowne. Każdego dnia byliśmy w innym lokalu o zupełnie innym charakterze w sensie atmosfery, stylu jak również serwujących zupełnie inny rodzaj kuchni. Oczywiście znaczą część wyprawy zajmowało zwiedzanie, zarówno miejsc zabytkowych związanych z kultura Japonii, jak też obiektów współczesnych pozwalających na poczucie szybkiego pulsu życia nowoczesnej Japonii. Jest to piękny kraj. Z punktu widzenia Europejczyka egzotyczny a jednocześnie cywilizowany, bardzo rozwinięty. Wiele rozwiązań technicznych u nas nie ma i podejrzewam, że nie będzie za 20 lat. Przyroda niesamowita, zarówno ta dzika jak i słynne japońskie ogrody, dostarczają niesamowitych wrażeń estetycznych. Wzornictwo przedmiotów codziennego użytku to po prostu sztuka. Ludzie są bardzo przyjaźni, uprzejmi, uczynni. Można było czuć się całkowicie bezpiecznie podczas samodzielnych wyjść np. zakupy. Uważamy obydwoje, że piękna tego kraju nie doświadczylibyśmy w tak wspaniały sposób bez Pana Piotra Karpińskiego. Było to nasze pierwsze spotkanie z Nim, żywimy głęboką nadzieję, że nie ostatnie. Jest on nie tylko wspaniałym, bardzo sprawnym organizatorem. Jednocześnie jest to człowiek, który nie tylko posiada ogromną wiedzę jeśli chodzi o historię czy kulturę Japonii i chętnie się nią dzieli ale też na podstawie swoje wiedzy wyciąga bardzo interesujące wnioski pozwalające na wiele przemyśleń na temat dziejących się w świecie zdarzeń. Rozmowy z nim były prawdziwą rozkoszą. Bardzo dziękujemy i mamy nadzieję, że jeszcze będziemy okazję z Państwem jako Firmą i Panem Piotrem podróżować. - Grzegorz i Teresa
Po przekroczeniu gór teren robi się płaski, nijaki, nieciekawy. To płaskowyż Maaza, noszący tę nazwę od plemienia Beduinów, zamieszkującego te tereny. Skalista pustynia, żadnej roślinności poza niewielkimi kępkami porostów czy całkowicie wysuszonych krzewów. Czasami przy drodze widać wędrujące stada kóz. Opiekują się nimi kobiety i dzieci. Mężczyzn możemy spotkać na przystanku, gdzie autokary z turystami zatrzymują się dla odpoczynku. Przychodzą tam z wielbłądami; za skromną opłatą spragnieni egzotyki turyści robią sobie z nimi zdjęcia.
Prawdziwy Egipt
Na godzinę przed Luksorem dojeżdżamy do doliny Nilu. I tu już robi się ciekawie. Pustynia gwałtownie się kończy. Nie ma żadnej strefy przejściowej, półpustyni czy czegoś podobnego. W tym miejscu jeszcze jałowy piach i skała, a ledwie metr dalej wybujała zieleń. W Egipcie woda jest wszystkim. Tam gdzie sięga, uprawy pięknie rosną; tam gdzie jej brakuje, nie rośnie nic. To bogactwo tego kraju. Jak było przed paroma tysiącami lat, tak jest nadal. Ciągle prawdziwe jest stwierdzenie Herodota, że Egipt to dar Nilu. Niemalże cała roślinność tego kraju – z wyjątkiem kilku oaz – wschodzi i dojrzewa dzięki wodzie z Nilu. Tu, w środkowym i południowym Egipcie, deszcz nie pada prawie nigdy. Na północy, 800 km stąd, czyli w Kairze, deszcz potrafi spaść 2 lub 3 razy w roku; to zazwyczaj niewielki deszczyk w styczniu. Jeszcze 200 km dalej, w Aleksandrii jest już dużo lepiej, zima pada regularnie. Ale tu w okolicach Luksoru, bez podlewania wodą nilową, nie urośnie absolutnie nic.

Wieczorem na statku, galabija party
Od rzeki prowadzą kanały nawadniające. Pompy spalinowe tłoczą wodę z kanałów na pola. Ciągle jeszcze można zobaczyć szadufy – urządzenia przypominające polskie żurawie studzienne, wprowadzone tu kilka tysięcy lat temu. Były wielką rewolucją technologiczną. Kiedy się pojawiły, usprawniły pracę rolników. Za ich pomocą podnoszono wodę z niższych na wyższe poziomy, z kanałów na wyżej położone pola. Już nie trzeba było nosić wody w dzbanie. Później, zaczęto stosować też napędzane siłą mięśni zwierząt, koła wodne. Ale i tak szadufy służyły masowo aż do wprowadzenia pomp mechanicznych. Dzięki nim Egipt żył przez długie setki lat. Tak bardzo wrosły w nadnilowy krajobraz, że gdzieniegdzie przetrwały do dziś. Trzeba uważnie przyglądać się brzegom kanałów nawadniających. Można jeszcze je zobaczyć. Warto, bo to prawdziwa historia kraju faraonów.

Abu Simbel
Skręcamy na południe i ostatni odcinek jedziemy wzdłuż Nilu. Przejeżdżamy przez malownicze wsie. Jesteśmy w prawdziwym Egipcie. Kto tu nie był, nie wie jak wygląda ten kraj. Kurne chaty, właściwie lepianki; coraz częściej już z cegły – co prawda byle jakiej – ale zawsze. W większości jednak ciągle to najprostsze budynki z mułu rzecznego. Wyglądają tak sobie, ale dobrze sprawdzają się w tym klimacie. Mają tylko jeden feler. Kiedy raz na kilkanaście lat przyjdzie tu nagły, gwałtowny deszcz, może po prostu rozmyć ludziom zabudowania. Opowiadano mi iż zdarzyło się, że całe wsie zamieniły się w błoto. Przy domach zagrody, zwierzęta. Wszędzie osiołki, zwierzęta swoją siłą i wytrwałością dźwigające ciężar tutejszej gospodarki. Na polach zboża, trzcina cukrowa, warzywa w cieniu palm daktylowych, całe pola bananowców. Dużo ludzi. Egipt jest krajem ludnym, zagęszczenie spore bo cała populacja żyje ledwie na paru procentach powierzchni kraju. Reszta to bezludne pustynie. Mężczyźni ubranie w galabije – tradycyjne sięgające kostek stroje przypominające proste suknie. Kobiety również w tradycyjnych, często czarnych, ubiorach. Obszar ten należy do najbardziej konserwatywnych w kraju.
Zobacz też: Oswajanie Egiptu.




Świetnie mi się czytało. Brałam udział w rejsie po Nilu juz dwa razy i wciąż jeszcze nie mam dosyć. Gdy czytałam Pański artykuł wspomnienia powóciły. Dziękuję 🙂 Pozdrawiam najserdeczniej
W 1999 płynąłem z Luksoru do Asuanu tylko nocami