Dziękuję Państwu za profesjonalne zorganizowanie wycieczki do Japonii. Wyprawa ta była spełnieniem mojego marzenia sprzed ok. 30 lat. Pan Piotr Karpiński, z którym spotkałam się pierwszy raz w poprzednim roku w czasie zwiedzania Macedonii, rewelacyjny pilot (pierwszy raz spotkałam się z tak pozytywnym podejściem do turystów), bardzo skutecznie zachęcił mnie do odbycia podróży marzeń, ponownie z państwa biurem. Pan Piotr to osoba niezwykle przyjazna, inteligentna, z poczuciem humoru, , kompetentna, z szeroką wiedzą o regionie, który zwiedzamy. Pokazał Japonię w wielu aspektach, bardzo ciekawy program wyprawy. Ta podróż dała możliwość posmakowania Japonii wszystkim zmysłami. Dzięki Panu Piotrowi, wszyscy uczestnicy, niezależnie od pojawiających się różnych trudnych sytuacji, mogli się czuć w pełni zaopiekowani i bezpieczni, zwiedzanie przebiegało w bardzo przyjaznej, swobodnej atmosferze, pełnej humoru. Bardzo chętnie wybiorę się z Państwa biurem i Panem Piotrem w kolejną podróż. Szczerze polecam znajomym Waszą ofertę. Pozdrawiam bardzo serdecznie
Tela, tedż i pijaństwo
Tradycyjne etiopskie piwo to tela. Trunek bardziej nobilitujący to tedż, czyli miód pitny. Klarowny, żółty kolor, zapach przypominający kwiat lipy. Warto spróbować. Smaczny i bezpieczny pod warunkiem, że kupiony z pewnego źródła. Polecam raczej na północy Etiopii, gdzie łatwiej o tedż dobrej jakości. Na południu kraju dominują raczej bardzo tanie podróbki. Barwiony na żółto samogon. W dni targowe, w karczmach obok targu upijają się nim całe rzesze miejscowych, mężczyźni i kobiety. Bezbronni wobec alkoholizmu. Dopóki znali tylko tradycyjne, niskoprocentowe piwo, nie było problemu. Ale z północy (a więc z Europy) przyszła umiejętność destylacji. Dziś, twardy alkohol wyniszcza miejscowych, jest zagładą dla ostatnich naturalnych plemion Etiopii. Smutne.
Największy przysmak Etiopczyka
Etiopczycy, jeśli tylko na to ich stać i nie ma akurat częstych tu postów, jedzą duże ilości mięsa. Uwielbiają mięso na surowo. W Addis Abebie są wyspecjalizowane w tym dzielnice. Coś jak mały sklepik albo stragan. A w środku jeszcze ciepłe mięso wołowe. Jeśli komuś lepiej się powodzi wpada tu na wyżerkę. Pachnie barbarzyństwem. Przebywający tu na początku XX wieku, rosyjski podróżnik Bułatowicz, doskonale rozumiał kulinarne gusta Etiopczyków. W jego zapiskach znajdujemy takie oto zdanie: „Trudno wyobrazić sobie coś smaczniejszego niż surowe mięso”. Konsekwencją takich upodobań były i ciągle są pasożyty przewodu pokarmowego, z najpopularniejszym tasiemcem na czele. Dlatego też każdy Etiopczyk regularnie, co kilka miesięcy przechodzi kurację przeczyszczającą. Służą do tego nasiona rośliny kusso. Są skuteczne. Na tyle, że w czasie ich zażywania bierze się wolne w pracy lub szkole. Inaczej się nie da. Czyści zbyt intensywnie. Według wspomnianego już Bułatowicza „umrzeć nie pozbywszy się solitera to nieprzyzwoitość”. Dlatego obowiązkowo urządza się takie atrakcje również umierającym.
Krew z mlekiem
Etiopskie krowy dają mało mleka, ale za to doskonałej jakości. Tak tłuste, że masło ubija się prosto z mleka, a nie ze śmietany jak to kiedyś robiły polskie gospodynie. Wiadra na mleko wytwarza się z plecionki i wosku lub żywicy, a następnie wędzi się je, co zabezpiecza przechowywane w nich płyny przed kwaśnieniem. Prosty i genialny sposób w miejscu, gdzie nie ma elektryczności i lodówek. Niektóre pasterskie plemiona piją mleko zmieszane z krwią. Jest bardziej odżywcze. A czasie, gdy uduj mleka jest słabszy, pije się czystą krew. Upuszcza się ją średnio raz na miesiąc, z tętnicy szyjnej. W ten sposób, nie zabijając cennych krów, w pełni korzysta się z ich dobrodziejstwa.
Jest to bydło afrykańskie, typu zebu. Charakteryzują się tłuszczowym garbem na karku, potężnymi, szeroko rozstawionymi rogami, i dużą odpornością na lokalne warunki. Europejskie gatunki nie przyjęły się tu. Głównym problemem były pasożyty. Na południowo- zachodnich rubieżach Etiopii, w najmniej dostępnej dolinie rzeki Omo, wśród naturalnie żyjących plemion, krowy nadal są podstawowym środkiem płatniczym. Pan młody, bydłem płaci za żonę!
Bimber z czosnku
Również na południu Etiopii, tuż obok Arba Minch, ale na tyle wysoko w górach, że klimat tu jest już chłodniejszy, mieszkają Dorze. Lud ten słynie z uprawy „fałszywego bananowca”. Roślina przypomina wyglądem bananowiec i jest podstawa wyżywienia miejscowych. Je się rosnące pod ziemią bulwy, a ze sfermentowanego miąższu łodyg wypieka się „kocio”, czyli grube placki pełniące rolę chleba. Takie sobie, trzeba by się przyzwyczaić. Ale i tak nic nie dorówna porażającemu efektowi smakowemu bimbru z czosnku. Najpodlejszej jakości samogon. Częstują. Jak tam będziecie, spróbujcie koniecznie!
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys
Więcej artykułów o Etiopii: Arka Przymierza, szkoła, plemiona południa…
Krzysztof Matys Travel
tel. 85 742 90 15, 85 742 90 16
[email protected]
Nasze biuro specjalizuje się w organizowaniu wycieczek egzotycznych. Do Państwa dyspozycji jest nasza wiedza i doświadczenie. Otrzymacie fachowe, profesjonalne doradztwo. Na wszystkie pytania odpowie Krzysztof Matys, pilot i przewodnik, znawca i miłośnik Etiopii. Zapraszamy!
[…] Oryginalnym napojem pasterzy jest mleko zmieszane z krwią. To bardzo odżywcza mieszanka. A w czasie, gdy mleka jest mniej, pije się czystą krew. Upuszcza się ją średnio raz na miesiąc, z tętnicy szyjnej. W ten sposób, nie zabijając cennych krów, w pełni korzysta się z ich dobrodziejstwa. Więcej na ten temat w artykule: Etiopia od kuchni. […]
[…] Na samosy trafiłem też w Etiopii. We wschodniej części kraju. Widać musiały dotrzeć tu przez Ocean Indyjski. Duże jak pięść, pękate, wypełnione soczewicą. Artykuł: Etiopia od kuchni. […]
Miałam okazję spróbować tej kuchni w Warszawie w restauracji Afrykasy. Byłam mile zaskoczona. Niby prosto te dania wyglądają, ale smakowo są bardzo bogate i aromatyczne. Bardzo mi się podoba sposób podania i jedzenie rękoma. Kuchnia ciekawa i intrygująca. Na pewno jeszcze nie raz jej skosztuję.
Bardzo ciekawy artykuł. Indżerę ostatnio jadłam w restauracji Afrykasy, która serwuje dania kuchnii etiopskiej. Te smaki są wspaniałe. Kytfo Tybs to coś niesamowitego.
Wróciliśmy z cudownej wyprawy nad Bajkał.Niesamowita przyroda,podróże w różnych warunkach atmosferycznych, tylko dodały smaczku,jakże pięknej przygodzie.Pani Magda,dobry duch tej wyprawy,zawsze radosna i służąca pomocą,fantastyczny przewodnik p.Paweł,który od lat mieszka w Irkucku i zna wiele tajemnic tamtej części swiata,tworzyli niesamowity duet.Duża wiedza i empatia,świetna organizacja,fantastyczny,ogromny autokar(grupa 16 osób),fajne hotele i wspaniałe,różnorodne posiłki,które umożliwiły nam poznanie tamtejszej kuchni-dopełniły całości podróży.Pragnę wspomnieć rówież o bardzo zgranej grupie uczestników,którzy długo pozostaną w naszej pamięci.Reasumując-cudowna wyprawa,polecam każdemu, kto chce poznać ten dziki a jakże piękny zakątek świata,aby zwiedził go z Biurem Podróży Krzysztofa Matysa.