Wycieczka zawiera najbardziej atrakcyjne miejsca w Armenii. Docieramy do miejsc, które omija masowy ruch turystyczny. Dodatkowym atutem jest wyśmienita lokalna kuchnia i przednie trunki. Kameralna grupa (około 18 osób) oraz pilot/przewodnik doskonale znający kraj.
Kraj malowniczy, góry wysokie i piękne, aż 90 proc. powierzchni to tereny leżące powyżej 1000 m n.p.m. (40 proc. ma więcej niż 2 tys.!). Niesamowite zabytki pierwszego w historii chrześcijańskiego kraju. Kościoły, klasztory i starożytne świątynie. Atrakcjami Armenia nie ustępuje Gruzji, a w opinii wielu turystów nawet ją przewyższa!
Oryginalna miejscowa architektura, kopuła oparta na kwadracie, a kwadrat wpisany w krzyż. Jest co zwiedzać! Kilka obiektów i miejsc wprawi w zachwyt nawet największego obieżyświata.
Mili, gościnni ludzie. Jest bezpiecznie. Nigdy nie miałem poczucia zagrożenia. I bez znaczenia czy znajdowałem się na głębokiej prowincji czy w centrum zatłoczonego Erywania.
Całkiem przyjemna kuchnia i oczywiście wyśmienity koniak Ararat (produkowany od 1887 r). Od kiedy nazwa „koniak” została zarezerwowana dla Francji, Ararat musimy określać jako brandy, ale smaku od tego nie ubyło. Nadal jest to rewelacyjny trunek. Poza długoletnią tradycją i czystą, górską wodą, decydują gleby o wapiennym podłożu, wysokiej jakości winogrona i beczki z dębu rosnącego na nasłonecznionych stokach. Godnym polecenia gatunkiem z rodziny Araratów jest Akhtamar. Nazwa ma swoja romantyczną historię. Do mieszkającej nad jeziorem Sewan dziewczyny o imieniu Tamar, przypływał chłopak. W tajemnicy, zawsze nocą. By mógł trafić, ta rozpalała ognisko. Aż jednego razu zerwała się burza, deszcz zgasił ogień, a fale pokonały małą łódkę. Mężczyzna tonąc, krzyczał imię narzeczonej – Ach Tamar! Na pamiątkę tego wydarzenia, nad jeziorem, niedaleko klasztoru Sewnawank wzniesiono ich pomnik i od tej pory każdy, kto sięga po lampkę tego przedniego trunku, przypomina sobie historię kochanków.
Rzecz jasna brandy nie wyczerpuje tematu armeńskich alkoholi. Mają tu całkiem dobre wina, wszak kraj ten, wraz z sąsiednią Gruzją, uchodzi za jego ojczyznę. Będąc tu, koniecznie trzeba spróbować wina z granatów. Owoc ten jest symbolem Armenii.
W odległości 120 km od Erywania znajduje się niewielka miejscowość Areni. W grocie nieopodal wsi znaleziono dobrze zachowane pozostałości pojemników na wino i prasy do wyciskania winogron sprzed 6 tys. lat! Miejscowa ludność do dziś wytwarza tam wino, a my urządzamy degustacje. Więcej na ten temat: Areni, najstarsza na świecie winiarnia.
Jest jeszcze tutowaja wodka, czyli mocny alkohol z owoców morwy. Tutowka – jak ktoś pięknie napisał to „smak rajskiego ogrodu”. Moc od 50 do 70 proc. Produkowana domowym sposobem i sprzedawana na straganach w plastikowych butelkach po coli. Ale do kupienia też jako luksusowy, wyborny trunek monopolowy. Ceniona przez Ormian ze względu na właściwości zdrowotne.
Co dziś w Polsce wiemy o Armenii? Niektórzy pamiętają dowcipy z cyklu Radio Erewań. Dzięki temu, może gdzieś w głowie nosimy obraz miasta mało atrakcyjnego, coś na kształt komunistycznego potworka. A tymczasem… No właśnie, Erywań (ta pisownia dziś obowiązuje), to stolica, która może konkurować z Warszawą. Miasto nowoczesne, ładne, zadbane i bogate. Pomyślane z rozmachem i śmiało idące do przodu. Nie wierzycie? Trzeba pojechać.
Erywań szczyci się długą historią. W 1968 r. uroczyście obchodzono tu znamienitą rocznicą. Miastu stuknęło 2750 lat! W 2018 r. będzie okrągła rocznica 2800-lecia. Mało jest równie wiekowych stolic na świecie. Można mieć pewne zastrzeżenia co do tej datacji, ponieważ odnosi się ona do założenia na tym terenie twierdzy Erybuni, która później została zburzona i najprawdopodobniej na jakiś czas opuszczona, ale i tak, historia tych terenów robi wrażenie. Łatwo zdać sobie z tego sprawę odwiedzając położone w centrum Erywania Muzeum Narodowe. Zobaczymy tam wspaniałości świata starożytnego, w tym wiele zabytków, od rydwanów i broni, po sztukę z czasów potężnego państwa Urartu.
Armenia to również dobra, wyjątkowa muzyka. Znany na całym świecie „Taniec z szablami” to fragment z baletu „Gajane” Arama Chaczaturiana. Motywy z tej sztuki zostały wykorzystane w ścieżce dźwiękowej do filmu Stanleya Kubricka, „Odyseja Kosmiczna”. Ormiańscy kompozytorzy zadomowili się w światowym kinie. Jedną z bardziej popularnych postaci jest Dżiwan Gasparian, wirtuoz tradycyjnego ormiańskiego instrumentu duduk. Jest to flet wykonany z drewna moreli. Wydaje chrypiący, podobny do saksofonu dźwięk. Muzykę taką znajdziemy chociażby w „Ostatnim kuszeniu Chrystusa” oraz w „Gladiatorze”. Będąc w Armenii, duduk usłyszymy nie raz. Jedno z ciekawszych turystycznych wydarzeń to koncert na żywo jakiego można wysłuchać w starożytnej, pochodzącej z I w.n.e., świątyni Garni.
Muzyka to szeroki temat, bo z jednej strony, nadal wykonuje się tu napisane w 1,5 tys. lat temu religijne hymny (szarakany), a z drugiej, pochodzący stąd muzycy tworzą znaną na całym świecie, metalową grupę System of a Down.
Do Armenii lubię przyjeżdżać z Gruzji. Po przekroczeniu granicy, od razu widać różnicę. Obserwowanie takich niuansów dodaje podróżom smaku. To nie pusty stereotyp. Gruzin jest jak polski szlachcic, do dziś mówi się, że co drugi obywatel tego kraju to książę. Panuje dumne „zastaw się a postaw się”. Dobra zabawa, wino, trwające godzinami uczty i dystans do skomercjalizowanego świata. Hasło „klient nasz pan” w Gruzji nie ma racji bytu. Z zawodowego obowiązku nikt do turystów nie będzie się tam uśmiechał. Co innego w Armenii. Widać gospodarność i olbrzymi wysiłek by nawet w najtrudniejszej sytuacji wyjść na swoje. To kraj, w którym chleb trzeba wyrywać skałom. Jednym z elementów flagi jest barwa pomarańczowa. Symbolizuje przedsiębiorczość Ormian. I słusznie!
Armenia to także trudna historia. Przez 800 lat naród funkcjonował bez państwa. I przetrwał! Być może dzięki powadze z jaką traktowano tu słowo pisane. Jednym z podstawowych elementów ormiańskiej kultury i narodowej identyfikacji są księgi. Pisane wyjątkowym, używanym tylko przez Ormian alfabetem (na początku V w. stworzył go mnich i królewski pisarz, Mesrop Masztoc). W Erywaniu, wzniesiono im specjalne muzeum – Matenadaran, czyli „księgozbiór”. Jest ono jednym z podstawowych punktów na turystycznej mapie stolicy. Przechowuje 17 tys. manuskryptów, w tym około 13 tys. rękopisów ormiańskich.
Tureckie pogromy z okresu I wojny światowej kosztowały życie około 1,5 mln ludzi (dziś Armenia to 3 mln obywateli). Ormianie trochę przypominają Żydów. Tak też byli postrzegani przez Polaków, którzy przez dwa ostatnie stulecia masowo trafiali na Kaukaz. W polskich pamiętnikach z XIX wieku czytamy o „kaukaskich Żydach”. Ormianie zajmowali się handlem i rzemiosłem. Do nich należało bardzo zyskowne pośrednictwo w handlu między I Rzeczpospolitą a Kaukazem. Polacy importowali drogie tkaniny, w tym jedwabie, stroje, broń, rzędy końskie i wierzchowce. Jeśli popatrzymy na ubiór Kmicica z filmu „Potop”, to niemal wszystko co ma na sobie ten polski rycerz pochodzi z Kaukazu. Czerkieskie konie trafiały na królewskie i magnackie dwory (lubił je Jan III Sobieski). Orientalna moda w sarmackich czasach doprowadziła do olbrzymiego drenażu pieniądza. Opisują nam polscy oficerowie, że jeszcze na początku XX wieku, w ormiańskich sklepach na Kaukazie widzieli całe garnce srebrnych monet z czasów I Rzeczpospolitej. W tamtych czasach towar przywożony ze wschodu, na polskich granicach celnych, klasyfikowany był jako “produkt ormiański”. Od szabel po rodzynki.
Wichry historii rozrzuciły Ormian po całym świecie. Już w starożytności cenieni jako specjaliści różnych branż, pod przymusem osiedlani byli na terenie całej Azji. Stąd mamy tak wielu Ormian na obszarze dawnego imperium perskiego. Wielu mieszkało w Istambule i całym Bliskim Wschodzie. Wcześniej, pełnili ważne funkcje na bizantyjskim dworze. Kilku zasiadło na cesarskim tronie w Konstantynopolu. Dziś więcej Ormian żyje poza granicami Armenii niż w samym kraju. Diaspora jest silna, dobrze zorganizowana i wpływowa. Potrafią robić kariery w demokratycznej Ameryce i Europie, ale też w autorytarnym Iranie. Wielu Ormian mieszka w Rosji. Każdy, kto pisze o Armenii, prędzej czy później musi poruszyć temat popularnych reprezentantów narodu. Mówi się, że armeńskim sportem narodowym jest celebrowanie listy słynnych ziomków. Kogo tam nie ma? Tuzy kultury, sztuki, biznesu… Zazwyczaj jako pierwsi wymieniani są Charles Aznavour (właściwie Aznavurian), Cher (Cherylin Sarkisian) i Andree Agassi. Miłośnicy niewybrednej kultury popularnej zapewne znają siostry Kardashian. Ich ojciec był znanym, amerykańskim prawnikiem. One zasłynęły jako gwiazdy telewizji i serwisów plotkarskich.
A w Polsce? Ormiańskie korzenie mieli Słowacki i Herbert. Podobnie Makłowicz, Penderecki, Kawalerowicz i Anna Dymna. I jeszcze wielu innych. O księdzu Isakowiczu-Zaleskim wszyscy pamiętamy, ale o Ignacym Łukasiewiczu, wynalazcy lampy naftowej, już niekoniecznie.
Gruzja została już odkryta przez polskich turystów, Armenia jeszcze nie. Ale zaraz to nastąpi. Zbyt to atrakcyjny cel wycieczek aby pozostał niezagospodarowany. Spore znaczenie będą miały bezpośrednie połączenia lotnicze na linii Warszawa – Erywań. Póki co, na ulicach armeńskich miast spotkać można wielu turystów z Iranu. Dla nich to Zachód, kraj rozrywek w europejskim stylu, markowych sklepów i wolności. Dla nas zresztą też. Armenia? Jak najbardziej godna polecenia! Kraj ciekawy, trochę egzotyczny, a jednocześnie położony blisko Polski (tylko 3 godz. lotu) i bezpieczny.
Kiedy jechać? Od kwietnia do października. Zazwyczaj pierwszym dobrym terminem jest weekend majowy – jest już wiosennie, ciepło. Lubię też drugą połowę maja i czerwiec, na Kaukazie jest wtedy wesoło, krajobrazy rozwesela bujna zieleń, dłuższy dzień sprzyja zwiedzaniu. Latem atutem są owoce (w lipcu pyszne morele, brzoskwinie, morwa i figi). Później też granaty i winogrona. A wczesna jesień to wiadomo: szczyt sezonu na Armenię. Najwięcej turystów jest we wrześniu. Dlatego nie jest złym pomysłem, żeby przełożyć wycieczkę na początek października – pogoda jeszcze przyjemna, a turystów mniej.
Co zobaczyć? W zależności od czasu, jaki możemy poświęcić. Większość turystów łączy Armenię z Gruzją, w takim przypadku zwiedzanie Armenii ogranicza się do 3-4 dni (zobacz program wycieczki). Wystarczy na Erywań i okolice, w tym tak ważne miejsca, jak: jezioro Sewan, Geghard, Garni i oczywiście Eczmiadzyn. Ale w takim przypadku nie zobaczy się innych pięknych obiektów: Tatew, Norawank, Karahundź, Areni… Jeśli chcemy więc poznać i doświadczyć Armenii, a nie tylko jej dotknąć, to polecam wycieczkę: Armenia, 9 dni. Wtedy zobaczymy wszystko to, co trzeba. Będziemy mieli czas, żeby nacieszyć się tym pięknym miejscem, w tym również wyśmienitą kuchnią, trunkami, kulturą, muzyką… Z doświadczenia wiem, że turyści, którzy przyjechali ledwie na kilka dni, mają poczucie niedosytu. Kraj jest tak piękny i tak atrakcyjny, że warto poświęcić mu trochę więcej czasu. Zobacz: Dziesięć powodów, dla których warto pojechać do Armenii.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys, sierpień 2012.
[…] Więcej na temat Armenii. […]
bardzo chciałabym pojechać do Armenii 🙂 mój tato się tam urodził i wychował ale niestety nie miałam okazji pojechać i zwiedzić tego kraju 🙂
kultura i tradycje tam obecne są niekiedy tak niezwykłe, że aż trudno je opisać(niektóre obchodzę w domu).
Bardzo fajny blog, od dziś jestem stałą bywalczynią tutaj 🙂
Byłem z Krzysztofem w Armenii na przełomie kwietnia i maja tego roku. Wycieczka przygotowana profesjonalnie. Zobaczyłem kawał Armenii i Górski Karabach. Obok zwiedzania była również podróż kulinarna. Wyjazd z Krzysztofem POLECAM.
… no cóż- marzę o wycieczce do Armenii już od dawna, a po tym Twoim artykule na Onecie i obejrzeniu tej strony- tym bardziej!!!
Wiadomo- marzenia się spełniają :-), więc pewnie niedługo spotkamy się podczas podróży!
ps. strona wspaniała- pasja turystyczna- widoczna w każdym zapisanym słowie, nie mówiąc o fotografiach… ach! :-)))
gratuluję !!!!
podziwiam !!!
polecam !!
pozdrawiam!
Hej! Armenia to mega niesamowity kraj. Serdecznie wszystkim polecam, serdecznie polecam i Krzysztofa. Osobiście razem nie byliśmy w Armenii, ale nieinternetowi znajomi byli i polecają 🙂 Osobiście chciałem zaprosić do siebie na bloga, gdzie znajdziecie mnóstwo zdjęci z Armenii, poczujecie klimat tego miejsca 🙂 http://kolemsietoczy.pl/armenia