Na początku października byliśmy na wycieczce w Libanie, kraju, o którym mieliśmy jakieś mgliste pojęcie, wiedzieliśmy, że czasy swojej świetności ma już za sobą, że jest jest tyglem wielu kultur i religii, że znajdują się w nim pozostałości najznamienitszych obiektów i budowli świadczących o ludzkiej cywilizacji, że ma wspaniałą kuchnię… Rzeczywistość jednak przyćmiła nasze wyobrażenia. Ogromna w tym zasługa naszej przewodniczki, pani Doroty. Dzięki jej ogromnemu zaangażowaniu, wiedzy i wrażliwości Liban stał się dla nas nieporównywalnie bliższym krajem, do którego jeszcze chcielibyśmy wrócić, by poznać go na nowo. Liban jest piękny, ma wszelkie warunki, by być zakątkiem – rajem na ziemi. Przepiękne góry i morze na wyciągnięcie ręki, przyjaźni ludzie – tylko takich napotkaliśmy, zapierające dech pozostałości dawnych kultur, Dolina Święta z żywym dziedzictwem chrześcijańskich eremitów, żywe, ruchliwe miasta z niepowtarzalną atmosferą Orientu, majestatyczne cedry libańskie i wspaniała kuchnia – taki Liban zapamiętam. Wycieczka była perfekcyjnie zorganizowana, mieliśmy najlepszych przewodników na świecie – Dorota i Pierre – jeszcze raz wielkie dzięki! To był naprawdę fajny tydzień. Z całego serca polecam Liban z biurem Krzysztof Matys Travel.
W trakcie podróży po południowych, najbardziej odizolowanych rejonach Etiopii, miałem okazję odwiedzić tamtejszą szkołą podstawową.
Kraj ten niesłusznie ciągle kojarzy nam się wyłącznie z biedą i głodem. Swoje najgorsze czasy ma już chyba za sobą i zaczyna intensywnie się rozwijać. Dzieje się to przy sporym wkładzie przedsiębiorstw chińskich. Chiny dostarczają technologie, specjalistyczną kadrę i pieniądze, w zamian opanowują gospodarczo spore obszary Afryki. Czerpią stąd surowce z ropą i gazem na czele. W ślad za Chinami podążają już Indie. W ten sposób azjatyckie potęgi podbijają Czarny Ląd.
Etiopia jest wielką atrakcją turystyczną. Z jednej strony, północ kraju ze wspaniałymi zabytkami wyjątkowego, etiopskiego chrześcijaństwa i domniemanym miejscem ukrycia Arki Przymierza. Z drugiej południe z tajemniczymi, pierwotnymi plemionami. Pogranicze Etiopii, Kenii i Sudanu to jeden z ostatnich, naturalnych obszarów Afryki. Nie ma tam jeszcze dróg i elektryczności. Wygląda podobnie jak za czasów Stasia i Nel (przez rejon ten mieli przemaszerować bohaterowie powieści Sienkiewicza, zanim zakończyli swą pełną przygód podróż u stóp góry Kilimandżaro, na terenie dzisiejszej Kenii).
W takim to miejscu mieliśmy okazję odwiedzić szkołę. I muszę przyznać, że zrobiła na nas całkiem duże wrażenie. Szkoła podstawowa, państwowa, położona w miasteczku Turmi, centrum administracyjnym tego terenu. W sumie 370 uczniów w 8 klasach. Klasy liczne, szczególnie te najmłodsze, nawet 50-osobowe. Dzieci bardzo miłe, może lekko wystraszone białymi przybyszami.
Nasza uwagę zwróciły dwie rzeczy. Pięknie wymalowane na ścianach budynków szkolnych pomoce naukowe oraz tablica informująca o profilaktyce AIDS, wywieszona w pierwszej klasie, czyli wśród siedmioletnich dzieci! Nieco szokujące zważywszy na obrazki jakie były na tej tablicy, ale to dlatego, że kraj ten należy do grona najbardziej zagrożonych społeczeństw na świecie. Szacuje się, że nawet 5 proc. mieszkańców Etiopii jest nosicielami wirusa HIV.
Dodaj komentarz